Czego boją się banki, czyli kilka słów o zbliżającym się rozstrzygnięciu Sądu Najwyższego
Analizując aktualne orzecznictwo sądów powszechnych w sprawach tzw. frankowiczów nie sposób nie zauważyć, że większość spraw rozstrzyganych jest po myśli kredytobiorców. Oznacza to tyle, że na wyższych szczeblach bankowych korporacji powinna już kiełkować myśl, że sprawa frankowiczów, z dużą dozą prawdopodobieństwa, jest sprawą przegraną. Tym niemniej, zarówno bankowcy, jak i ich frankowi klienci z niecierpliwością […]
Analizując aktualne orzecznictwo sądów powszechnych w sprawach tzw. frankowiczów nie sposób nie zauważyć, że większość spraw rozstrzyganych jest po myśli kredytobiorców. Oznacza to tyle, że na wyższych szczeblach bankowych korporacji powinna już kiełkować myśl, że sprawa frankowiczów, z dużą dozą prawdopodobieństwa, jest sprawą przegraną. Tym niemniej, zarówno bankowcy, jak i ich frankowi klienci z niecierpliwością oczekują 25 marca 2021, kiedy to pełen skład Izby Cywilnej Sądu Najwyższego odpowie na sześć kluczowych pytań z zakresu sporów z frankowiczami. Czego, w kontekście tego orzeczenia, banki boją się najbardziej?
Po pierwsze – stanowczej odpowiedzi
Zajęcie przez Sąd Najwyższy jednoznacznego stanowiska zakończyłby stan swego rodzaju niepewności prawnej, w której trwają zarówno prawnicy banków, jak i pełnomocnicy kredytobiorców oraz ich klienci. Potwierdzenie, że w razie niemożności określenia kursu CHF umowa powinna zostać uznana za nieważną, niosłoby dla banków szereg negatywnych skutków.
Po drugie – braku możliwości uzupełnienia umowy
Sąd Najwyższy ma m.in. odpowiedzieć, czy w razie uznania, że dane postanowienie umowne jest niezgodne z prawem i nie wiąże konsumenta, możliwe jest jego zastąpienie inną metodą określenia kursu waluty. W skrócie – czy można uzupełnić umowę frankową o kurs średni NBP (co dla banków byłoby niezwykle korzystne). Mimo że takiego rozwiązania nie zastosowano ani w słynnej, wręcz precedensowej sprawie państwa Dziubak, szukanie ratunku w kursie NBP stanowi jedną z najczęstszych linii obrony banków. Uniemożliwienie stosowania tego argumentu znacznie pogorszy, i tak już trudną, sytuację procesową banków.
Po trzecie – „darmowych” mieszkań
Czy frankowicz, który wziął 300 tysięcy zł kredytu i kupił za nie mieszkanie, może zatrzymać mieszkanie, żądając od banku zwrotu wszystkich wpłaconych rat i nie zwracać ani złotówki? Na to pytanie również odpowie Sąd Najwyższy, wskazując, jak należy liczyć okres przedawnienia wzajemnych roszczeń stron przy ustaleniu nieważności umowy. Banki są tu w niezwykle trudnej sytuacji, bo co do zasady przyjmuje się, że instytucje finansowe mogły żądać zwrotu kapitału jedynie w ciągu 3 lat od daty jego wypłacenia. Okres ten upłynął już bezpowrotnie. Udzielenie tak drastycznej odpowiedzi mogłoby oznaczać dla banków nie tylko katastrofę finansową, ale przede wszystkim kolejną falę pozwów ze strony frankowiczów.
Po czwarte – czy banki mogą zarabiać na frankowiczach?
W dyskusji medialnej regularnie raz na jakiś czas pojawia się teza, że bankom przysługuje wynagrodzenie za korzystanie z kapitału kredytu przez kredytobiorcę w sytuacji, gdy jego umowa została uznana za nieważną. Jest to niewątpliwie jeden z najczęściej stosowanych „straszaków” na frankowiczów. Używany był tak często, że najwidoczniej dotarł aż na korytarze Sądu Najwyższego, który 25 marca odpowie, czy banki są uprawnione do dochodzenia takiego roszczenia. Odpowiedź przecząca może oznaczać, że instytucje finansowe nie będą miały sposobu, by zniechęcić potencjalnych powodów i powódki do wystąpienia z pozwem frankowym.
Podsumowując, o ile rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego, które zapadnie pod koniec marca jest niewątpliwie istotne dla obu stron sporu frankowego, o tyle nie da się ukryć, że stroną, która powinna dużo bardziej bać się tego rozstrzygnięcia, są banki. Jeżeli bowiem odpowiedzi Sądu będą dla bankowców niekorzystne, najprawdopodobniej nic nie powstrzyma nadciągającej fali pozwów frankowych.
Na koniec – jakie są szanse masowego zawierania ugód pomiędzy bankami a frankowiczami?
Odpowiedź można streścić w jednym zdaniu. Co najwyżej małe. Jak wynika z szacunków, maksymalnie ok. 25% kredytobiorców skieruje pozwy o unieważnienie umowy lub jej tzw. odfrankowienie, czyli zwrot nadpłaty. Pozostałe 75% kredytobiorców tego nie zrobi – bez zawarcia ugody pozostaną w dotychczasowej sytuacji prawnej i faktycznej. Każdy z nich będzie spłacał kredyt według ustalonych – nieważnych – zapisów umów. Nie ma więc powodu do występowania przez banki z propozycjami ugodowymi do wszystkich kredytobiorców, w tym tych, którzy nie domagają się i nie będą się najprawdopodobniej domagać zmiany warunków umowy. W obliczu spodziewanych negatywnych skutków oczekiwanego wyroku Sądu Najwyższego jedynie 9 banków przystąpiło do działań zmierzających do przygotowania jakichkolwiek propozycji ugodowych. Nawet jeśli do takich ustaleń dojdzie, nie oznacza to, że którykolwiek polski bank wystąpi z propozycjami zawarcia ugód z frankowiczami. Wręcz przeciwnie. Instytucje finansowe będą czekać na takie propozycje kredytobiorców.